Spoglądałam w pustkę, która wypełniała mój pokój. Nie brakowało tu mebli, ponieważ były. Nie chodziło o taki rodzaj pustki. Brakowało tu czego innego, a raczej kogoś brakowało. Jeszcze wczoraj siedziałam z nim tutaj, a dzisiaj? Przysłał mi wiadomość: „Zerwijmy”. Można powiedzieć, że spodziewałam się tego, ale mimo wszystko czułam ból w sercu. Jednak nie czułam, jakiegoś prawdziwego cierpienia. Po prostu, jeśli to nie była prawdziwa miłość, to ból nie jest taki wielki. Westchnęłam, przymykając oczy i rozluźniłam się. Otwarłam powieki i przeniosłam swój wzrok na zegar. Osiemnasta trzydzieści. Za pół godziny rozpoczynałam wieczorne zajęcia. Zabrałam torbę i telefon z biurka, po czym wyciągnęłam z szafy swoją bluzę. Wyszłam z pokoju i poszłam do drzwi wejściowych. Kucnęłam i założyłam swoje addidasy, które jeszcze chwile temu znajdowały się w szafce. Zabrałam z szafki torbę, którą uprzednio tam położyłam i wyszłam z mieszkania.
Po
wyjściu z bloku, udałam się na przystanek, skąd autobusem
dotarłam do szkoły. Dzisiaj miałam trzy godziny języka
japońskiego z „gościem”. Już w autobusie włożyłam słuchawki
i słuchałam w spokoju muzyki. Weszłam do sali, a kiedy chciałam
się przywitać, zorientowałam się, że sala jest pusta. Wyszłam z
pomieszczania i poszłam do dyżurki.
- Gdzie
ma dzisiaj zajęcia grupa J3? - zapytałam.
Mężczyzna
w średnim wieku zwrócił się ku mnie i uśmiechnął się,
wyciągając rękę w moim kierunku. W dłoni miał klucz, który
przyjęłam. Spojrzałam na zawieszkę. Zdziwiłam się, czego nie ukrywałam i posłusznie
udałam się na dach. Przekręciłam klucz w zamku i wyszłam na
dach. Raczej był to szklany taras, jednak wszędzie było ciemno. Chciałam
się odezwać, ale ktoś złapał mnie za rękę. Zagryzłam wargę i
odwróciłam się. Było za ciemno, żebym mogła cokolwiek dostrzec.
Czułam tylko zapach męskich perfum, dosyć intensywnych. Nieznajomy
zdjął moją bluzę i posadził na kocu, który był miły w dotyku.
Nagle zapaliło się światło. Niebieskie lampki zostały
poprowadzone pod sufitem, w rogach i przy podłodze. Dosłownie
sześcian zbudowany z lampek. Dzięki nim można było dostrzec nieziemski
widok.
Oderwałam
wzrok od widoku i zobaczyłam przed sobą białą różę obwiązaną
błękitną wstążką. Przyjęłam podarunek i uśmiechnęłam się,
wąchając kwiat. Spojrzałam w końcu na osobę, od której
przyjęłam ten dar. Krótkie, kruczoczarne włosy i te znajome rysy
twarzy.
- Bang
YongGuk? - szepnęłam.
- Tak,
zdziwiona? - zapytał.
-
Bardzo – odparłam.
-
Przyjmując różę, zgodziłaś się być moją walentynką –
uśmiechnął się szeroko.
- To
dzisiaj są walentynki? - zdziwiłam się.
- Nie
wiedziałaś? - zaśmiał się.
- Nie
obchodzę tego dnia – mruknęłam, odwracając od niego wzrok.
- Od
teraz będziesz – otwarł pudełko czekoladek i wziął jedną.
Brunet
przysunął ją pod moje usta i uśmiechnął się, przez co musiałam
na niego spojrzeć. Odwzajemniłam uśmiech i zjadłam ją grzecznie.
Była cudowna. Nie zdążyłam nawet mrugnąć, kiedy jego usta
zetknęły się moimi. Były tak delikatne i miękkie, że pod ich
dotykiem oddałam pocałunek, kładąc dłonie na jego kolana. Kiedy
się odsunęłam, dosłownie czułam jak płoną mi policzka.
- Mogę
zostać twoim Oppą? - zapytał.
-
Je...Jeśli chcesz - odparłam.
Położyłam
głowę na jego kolana. Miałam w głowie tysiące pytań, ale
milczałam. Wolałam się cieszyć chwilą. Mimo że różnica wieku
między nami była znaczna, zaczęliśmy się dogadywać. Karmiliśmy
się wzajemnie czekoladkami, spoglądając na rozgwieżdżone niebo.
Niestety zbliżała się godzina mojego powrotu. Jednak zostałam
dłużej, ponieważ mnie poprosił. Kiedy
budynek miał zostać zamknięty, zbiegliśmy na dół. Ciągle
trzymałam jego dłoń, a kiedy uderzyło we mnie zimno, zaofiarował mi
swoją kurtkę. Złożył również delikatny pocałunek na moim
czole. Dokładnie jak dżentelmen.
- Oppa?
- spojrzałam mu w oczy.
- Nic
mi nie będzie – uśmiechnął się, łapiąc moją dłoń.
Ne
odezwałam się, pozwoliłam mu, żeby zabrał mnie na spacer po
okolicy, a nawet i odprowadził do domu. Stojąc przed budynkiem, nie
miałam najmniejszej ochoty tam wchodzić. Nie chciałam się z nim
rozstawać. Nagle wyciągnął z mojej kieszeni komórkę i zapisał
numer. Również zapisał sobie mój. Rumieniłam się, kiedy
spoglądał na mój wyświetlacz, kiedy tam był rywal z branży.
-
Widzimy się niebawem? - zapytałam.
- Już
jutro! - odparł.
- W
kawiarni „White Rose”. Na skrzyżowaniu obok szkoły –
powiedziałam.
- Jutro
piętnasta – pocałował mnie na pożegnanie.
Ten
pocałunek był inny od poprzedniego. Oboje go chcieliśmy i stał
się namiętniejszy. Zacisnęłam dłonie na jego torsie, jednak
kiedy się odsunął, czułam niedosyt. Uśmiechnął się i
pocałował ponownie, jednak szybko się odsunął.
- Do
jutra – rzucił. - Dobranoc.
-
Dobranoc – odparłam.
Pomachałam
mu na pożegnanie i z uśmiechem na ustach wróciła do domu. To były
najsłodsze walentynki, jakie miałam w życiu.
Słodkie i nierealne ale fajne :) Akcja trochę za szybko się działa ale pomysł niezły ^^ sama chciałabym takie walentynki! Weny!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam my-dream-is-love.blogspot.com
To stary one-shot, wiec prosze sie nie dziwić.
UsuńZajrzę z pewnością.