Tytuł: Kiedy idziesz.
Autor: Hug Monster
Zamówienie: tak: ChanYeol Umma!
Gatunek: romans, dramat, (melodramat?)
Rodzaj: Scenariusz
Ostrzeżenia: ---
Główny Bohater: Kim SungGyu
Zespół: Infinite
Liczba słów: 993
N/A: Kolejne zamówienie dla mojej kochanej Ummy. Szczerze to sama się popłakałam, kiedy to pisałam. No świetnie. Dziękuję mojej becie, ponieważ podsunęła mi ten pomysł. Jak tu jej nie kochać? Myślę, że to tyle ode mnie, ja muszę zabrać się za pisanie kolejnych zamówień.
Spoglądałaś
na swojego chłopaka, który po raz kolejny wbijał sobie igłę w
żyłę. Robił to już tle razy, że przywykłaś do tego widoku.
SungGyu obiecywał ci tyle razy, że przestanie, będziecie
szczęśliwi, aczkolwiek po każdym odwyku prędzej czy później
wracał do nałogu.
Chciałaś,
żebyście wrócili do czasu, kiedy się poznaliście. Wtedy twój
chłopak nie wiedział, jak działa morfina. Kilku godzinne spacery,
kino, kolacje. Naprawdę zależało mu na tobie. Jednak tak było
prawie pięć lat temu.
Twoi
rodzice nie akceptowali tego, że tak bardzo go kochasz. Ty spędzałaś
całe dnie i noce przy szpitalnym łóżku. Kochałaś go tak bardzo,
a on nawet nie wiedział, że tak bardzo cierpisz, kiedy wbija sobie
kolejną igłę.
Nigdy
nie stosował wobec ciebie przemocy, potrafił panować nad sobą.
Powtarzał, że cię kocha, będziecie szczęśliwi, jednak tym
razem, po tych pięciu latach, wstałaś i wyszłaś z pomieszczenia,
nie reagując na jego wołanie.
Szłaś
przed siebie, czując, jak twoje serce wypełnia pustka. Nie
potrafiłaś postawić mu ultimatum, za bardzo w niego wierzyłaś.
Przymknęłaś oczy, a po twoim policzku spłynęła łza. To był
koniec. Nie potrafiłaś już dłużej siedzieć i patrzeć.
Nie
zauważyłaś, kiedy wyszłaś na ulicę. Usłyszałaś, jak SungGyu
krzyknął twoje imię. Gwałtownie otwarłaś swoje oczy i zdążyłaś
tylko odwrócić. Widziałaś szatna, a następnie poczułaś
chwilowy ból, który zmienił się w pustkę.
Później
wszystko działo się bardzo szybko. Odzyskiwałaś co jakiś czas
przytomność, jednak nie chciałaś walczyć. Chciałaś mu pokazać,
jak bardzo cie zranił.
SungGyu
nie opuszczał cię nawet na krok. Trzymał twoją drobną rączkę i
ze łzami w oczach, błagał cię. Ty jednak nie chciałaś go
widzieć.
Kim nie
został wpuszczony w puszczony na sale operacyjną, gdzie składali
cię do porządku. W jednym momencie twoje serce stanęło i już nie
ruszyło. Lekarze starali się i udało im się. Jednak zapadłaś w
bardzo głęboką śpiączkę.
Po
przewiezieniu cię na sale, SungGyu płakał przy twoim łóżku i
trzymał twoją rękę.
Twoi rodzice wyrzucali go wielokrotnie, ale i tak wracał.
Twoi rodzice wyrzucali go wielokrotnie, ale i tak wracał.
Zaczynałaś
się wybudzać. Czułaś mrowienie na całym ciele, ale poruszałaś
tylko ręką. Dopiero po chwili zaczęłaś poruszać głową. Wtedy
dostrzegłaś śpiącego Kim'a, wyglądał na przemęczonego, jakby
nie spał dniami. Podniosłaś rękę i delikatnie dotknęłaś jego
policzek.
W
jednym momencie obudził się, a w jego oczach znajdowały się łzy.
Ucieszył się, że otwarłaś oczy. Ucałował delikatnie twoje
czoło, policzek i wyschnięte usta.
Błagał
cię, żebyś się nie poddawała, żebyś została z nim. Nie miałaś
siły, żeby mu odpowiadać na ostatnią prośbę. Stwierdziłaś, że
to nie miejsce ani czas na takie rozmowy. Chciałaś postawić mu
ultimatum, ale jego pocałunki zawsze cię onieśmielały.
Kiedy
mogłaś już się odezwać i lekarze dali ci spokój, spojrzałaś
na niego poważnie.
- Gyu,
idziesz teraz do domu. Wyrzucasz całe to świństwo. Nie chce nigdy
więcej tego widzieć. Ogarniasz się i wrócisz - powiedziałaś
tonem nieznoszącym sprzeciwu.
-
____... - wypowiedział twoje imię zdziwiony.
- Jeśli
tego nie zrobisz, zostawię cię! Mam już dość tych pieprzonych
narkotyków! - podniosłaś głos. - Wybieraj! Albo ja, albo one!
Idź, nie chce cię widzieć - powiedziałaś, jednak zaczęłaś
tracić pewność.
-
Żartujesz sobie - zaśmiał się słabo.
-
Wyjdź! - krzyknęłaś, zaciskając powieki.
Do
pomieszczenia wbiegła pielęgniarka.
-
Proszę nie denerwować pacjentki! Jeśli pana tu nie chce, proszę
wyjść! - powiedziała wściekła kobieta.
-
Przepraszam - powiedział i opuścił sale.
~*~
Siedziałaś
sama w szpitalu. Odwiedzili cię tylko rodzice i przyjaciele, ale
SungGyu się nie pojawił. Zrozumiałaś, że wybrał tę truciznę.
Narkotyki były dla niego ważniejsze od ciebie.
Westchnęłaś ciężko i przerzedziłaś dłonią włosy. Kiedy tego dnia przyszli rodzice, powiedziałaś, że godzisz się na propozycje rodziców i chcesz lecieć do Londynu na studia. Usłyszałaś dziwny dźwięk i wyszłaś z sali.
Westchnęłaś ciężko i przerzedziłaś dłonią włosy. Kiedy tego dnia przyszli rodzice, powiedziałaś, że godzisz się na propozycje rodziców i chcesz lecieć do Londynu na studia. Usłyszałaś dziwny dźwięk i wyszłaś z sali.
Trzymałaś
się ledwo na nogach, nie miałaś złamanych nóg na szczęcie, ale
byłaś słaba.
Na korytarzu leżał bukiet białych róż, twoich ulubionych kwiatów. Otwarłaś szerzej oczy ze zdumienia. Na końcu korytarza był Kim. Musiał słyszeć twoje słowa. Wzięłaś bukiet i starałaś biec za nim.
Na korytarzu leżał bukiet białych róż, twoich ulubionych kwiatów. Otwarłaś szerzej oczy ze zdumienia. Na końcu korytarza był Kim. Musiał słyszeć twoje słowa. Wzięłaś bukiet i starałaś biec za nim.
Jednak
był za szybki, wyszłaś ze szpitala i byłaś pewna, gdzie się
udał. Mimo że byłaś w krótkich spodenkach i bluzie, a co ważne
w kapciach, wsiadłaś do taksówki.
Kierowca
zawiózł cię tam, gdzie spędzaliście najwięcej czasu. Weszłaś
do budynku, a wszędzie znajdowały się płatki białych i
czerwonych róż. Łzy zaczęły spływać po twoich policzkach.
Weszłaś do pokoju, na ziemi leżała marynarka chłopaka, koszula i
czerwone pudełeczko, z którego wypadł niewielki złoty pierścionek
z małym diamencikiem. Zabrałaś go szybko do ręki i dopiero wtedy
dostrzegłaś SungGyu pod ścianą w fotelu.
Widziałaś
jego oczy, że po raz kolejny odpływa, ale tym razem było inaczej.
Osunął się z fotela i zaczął mieć wstrząs. Podeszłaś do
niego i zabrałaś jego komórkę. Byłaś przeprażona, zadzwoniłaś
po pomoc.
- Gyu
błagam, nie rób mi tego! - płakałaś, ale mimo to krzyczałaś.
-
Wyjeżdżasz... Zostawiasz mnie.... - mówił słabo.
- Nie,
kochanie! - ujęłaś jego twarz w dłonie i delikatnie musnęłaś
jego usta.
-
Kocham cię... - dotknął ręką twój policzek i wytarł łzy.
- Ja
ciebie też! Patrz! - wciągnęłaś pierścionek na palec. - kocham
cię, błagam zostań ze mną!
- ____,
moja piękna... Moja najukochańsza - mówił cicho. - wybacz mi...
Dłoń
chłopaka opadła bezwładnie, a jego oczy zamknęły się, w
momencie, kiedy do pokoju wbiegli ratownicy. Błagałaś, żeby go
ratowali, ale w głębi duszy wiedziałaś, że nie uda im się.
Po
kilkunastu minutach reanimacji, podszedł do ciebie ratownik i
przytulił cię.
-
Przepraszam... Nie udało się... - więcej nie usłyszałaś, tylko
zaniosłaś się płaczem.
Twój
narzeczony, ukochany zmarł w tej pięknej scenerii.
~*~
Prawie
dwa tygodnie później odbył się pogrzeb twojego byłego
narzeczonego. Płakałaś jak inni uczestnicy pogrzebu, przyciskając
pierścionek do piersi, zawiesiłaś go na wisiorku, który dostałaś
od niego jakiś czas temu.
Kiedy
wyludniło się całkowicie, ty dalej stałaś w miejscu, gdzie
ziemia pochłonęła twojego ukochanego.
Ni
stąd, ni zowąd poczułaś podmuch wiatru i gęste chmury rozsunęły
się, oświetlając cię delikatnymi promieniami słońca.
- Nie
płacz więcej - usłyszałaś znajomy głos za sobą.
Jednak
po odwróceniu, nikogo tam nie było. Wiedziałaś, do kogo należał
ten głos.
-
Kochanie.... - szepnęłaś.
Piękne, nie spodziewałam się czegoś tak emocjonującego. Szczerze mnie zaskoczyłaś. Aż łezka mi się w oku zakręciła. Liczę na więcej takich postów :')
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :3
Sama mam nadzieję, że wiecej takich będzie.
UsuńCieszę się, że się podoba.
Jest git ;) Ale... Tak. Jest pewne "ale". No więc tak: Czemu pissesz smutne zakończenia? No wiem: Sama pisałam, piszę i msm w planie chyba z osiem takich zakończeń, ale przeplataj to ze szczęśliwymi, bo staniesz się zbyt przewidywalna xD
OdpowiedzUsuńAle czytało się fajnie. Wciągające choć krótkie.
Czekam na moje zamówienia ;)
Hwaiting~!
No ten i SungYeol miały takie być. Nie przejmuj się twoje są zakończone Happy Endem. Po prostu, te był pisane pod takim, a nie innym natchnieniem.
UsuńPonieważ przez moje kochane fejki na vk ( Tu dedykacja dla Zico) potrafiąmi zjebać czasem humor ale i też dodać weny (jak mi ostatnio Zico pomógł). Wiec tak bywa.