Get
the fuck out!
Krajobraz
za szybą zmieniał się z każdą sekundą. Drzewa, pola, miasta
przemijały. Kolorowe liście, zaczęły tracić swój urok, a
poranne przymrozki i te dosyć silne mrozy były odpowiedzialne za tą
utratę. Zbliżała się zima, dlatego wszyscy zaczęli przygotowania
przed zimą. Płaszcze, kurtki, czapki i szaliki wyciągnie, z
ciemnych zakamarków strychów, piwnic i szaf. Nie tylko ludzie
przygotowywały się do niższych temperatur, ale i zwierzęta. Jedne
migrowały, jak ptaki, a inne zbierały zapasy.
Ptaki
tnące niebo i krajobraz za oknem nie miał kompletnie uroku w oczach
blondynki, która z obojętną miną i słuchawkami w uszach
obserwowała nic nieznaczący dla niej krajobraz.
Tuż
obok niej siedział JiHo, który przyglądał się jej z
niedowierzaniem, ponieważ naprawdę rzadko kiedy miała taki humor.
Kiedy tamtego dnia zadzwoniła do niego, był przerażony, słysząc,
jak JunHong podniósł na nią głos. Narastała w nim wściekłość
i podczas rozmowy z szefem, wybiegł z biura.
~*~
Atmosfera
na przystanku autobusowym była strasznie ciężka. YuKi odwróciła
się ponownie, spoglądając wystraszona na chłopaka. Jego słowa
sprawiły, że po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz i coś
zakuło ją w żołądku. Opuściła głowę i zacisnęła dłoń na
pasku od torby, słysząc jego kroki.
- Nie
podchodź... Zostaw mnie... - mówiła cicho, sięgając do kieszeni
po komórkę.
-
YuKi... - zatrzymał się.
- Nie
wierze ci... - głos jej się załamał. - Nie wierze ci, rozumiesz?
Nie wierze... Coś takiego... Coś takiego nie zrobi się osobie,
którą się kocha! - krzyknęła i wybrała numer do Zico.
-
One...
- Nic
mnie one nie obchodzą! Nie obchodzi mnie przeszłość! Zniknij raz
na zawsze z mojego życia! - krzyknęła, nie zauważając, iż
trzydziestolatek odebrał.
- YuKi?
Co się stało?!
- Nie
zrobię tego, bo cię kocham! - krzyknął naprawdę głośno.
Blondynka
pokręciła głową i chciała odejść, ale blondyn złapał ją za
przed ramie. Odepchnęła go mocno, upadając na ziemie. Hamowała
się, żeby łzy nie spłynęły po jej policzkach. Zelo chciał ją
podnieść, mówiąc, że zawiezie ją do domu, ale ta ciągle go
odpychała.
-
Zniknij... Wynoś się... Spierdalaj... - powtarzała ciągle.
Z
autobusu wysiadł mężczyzna, który był nieco starszy od nich.
Miał przydługie jasnobrązowe włosy, delikatne rysy twarzy, które
podkreślały jego ciemne oczy i miał na sobie same markowe obrania.
Podszedł do nich i delikatnie odsunął chłopaka.
-
Proszę ją zostawić, ona nie chce z tobą iść - powiedział
pewnie.
-
Pierdol się - rzucił mu oschle i go odepchnął, uderzając go z
pięści w policzek.
Szatyn
jednak nie poddawał się, podszedł do niego i odsuną go od
rozgoryczonej blondynki, po czym wymierzył mu z pięści prosto w
twarz.
-
Odejdź - powiedział nieznajomy, spoglądając na blondyna, który
podnosił się z ziemi.
- Nigdy – burknął.
- Nigdy – burknął.
-
Odejdź! Inaczej zadzwonię po policję, że napastujesz bezbronną
dziewczynę! - krzyknął.
YuKi podniosła lekko głowę, spoglądając na Choi'a. Kiedy ten widział łzy w jej oczach, jej przerażoną twarz i drżące wargi, uciekł bez słowa.
YuKi podniosła lekko głowę, spoglądając na Choi'a. Kiedy ten widział łzy w jej oczach, jej przerażoną twarz i drżące wargi, uciekł bez słowa.
Nieznajomy
pomógł dziewczynie usiąść na ławce, pokazując ręką kierowcy,
by odjechał. Wyciągnął chusteczkę i wytarł jej policzki, po
których płynęły łzy. Zabrał z jej dłoni, do którego krzyczał
Woo.
-
Przepraszam, czy mógłbyś zabrać stąd ... - spojrzał na nią,
żeby mu powiedziała swoje imię.
-
YuKi... - szepnęła.
- ...
YuKi. Nie jest w najlepszym stanie – dokończył.
-
Gdzie jest?! - krzyknął.
- Obok
szpitala dziecięcego na wschodzie. Może pan być spokojnie, zostanę
z nią do pańskiego przyjazdu – oznajmił.
-
Bardzo dziękuje. Będę najszybciej, jak to możliwe - poinformował
i rozłączył się.
Szatyn
wsadził jej komórkę do kieszeni, potem widząc jej drgawki,
ściągnął swoją kurtkę i nałożył jej na ramiona, myśląc, że
to z zimna. Po chwili jednak szepnęła cicho, że potrzebuje cukru,
na co zarefował błyskawicznie. Przeszukał jej torbę i podał jej
sok, ponieważ wiedział, że powinna coś przy sobie mieć, skoro
prosi dokładnie o coś konkretnego.
Po
kilku minutach uspokoiła się i zmęczona oparła głowę o jego
ramię.
-
Nazywasz się YuKi, tak? - zapytał.
- Tak,
Lee YuKi - powiedziała, przymykając oczy.
-
Nazywam się Kim SeokJin, ale możesz mówić mi Jin - uśmiechnął
się lekko.
-
Przepraszam - spojrzała na niego. - Wplątałam cię w to... I
jeszcze cię zranił - powiedziała załamana, widząc jego rozciętą
wargę. - Naprawdę przepraszam! - skłoniła się nisko.
Tuż
przed nimi na ulicy pojawił się czarny Nisan z przyciemnianymi
szybami, z którego wysiadł blondyn. Dziewczyna widząc go, od razu
wstała i podbiegła do niego, wtulając się mocno.
-
JiHo... - mruknęła i znowu się rozpłakała.
- Już
dobrze, jestem z tobą - objął ją szczelnie.
Woo
spojrzał na Jin'a, który podszedł do nich. Na twarzy tekściarza
pojawił się lekki uśmiech.
- No
kto by pomyślał, że miała tyle szczęścia, trafiając na ciebie
– prychnął.
- No
wiesz, muszę czasem wyjść z wytwórni - wyciągnął dłoń, którą
od razy Zico uścisnął.
Po
chwili rozmowy, w której SeokJin opowiedział wszystko,
trzydziestolatek zabrał przyjaciółkę do domu, gdzie usiadł z nią
na kanapie i przytulał mocno. Był tak wściekły i niezrównoważony,
że byłby gotów iść do JunHong'a i pobić go na śmierć. Jednak
nie mógł jej zostawić samej.
Ściągną
z niej kurtkę swojego kolegi z pracy i buty. Podał jej dawkę leku,
po czym zaczął szukać jej telefonu. Nie mógł go znaleźć. Nagle
to jego komórka zadzwoniła. Widząc na ekranie numer Kim'a, od razu
odebrał. Dowiedział się, że przez przypadek zabrał jej komórkę.
Jin chciał, żeby odebrał ją jutro w pracy, ale JiHo mu przerwał
i kazał przywieźć teraz, ponieważ przez parę dni nie będzie go
w pracy.
Blondynka
poszła się przebrać, kiedy to szatyn zjawił się w ich
mieszkaniu. Po krótkiej rozmowie, jednak musiał iść, a kiedy
drzwi zamknęły się za mężczyzną, Woo chciał udać się do
dziewczyny. Zdziwił się, widząc ją tuż obok siebie. Była cała
mokra, ubrana jedynie w bieliznę i dużą koszulkę. Jej wzrok był
pusty i słaby.
-
Będziesz chora! Masz mokre włosy! - złapał ją za rękę i
pociągnął do łazienki.
Posadził
ją na szafce, sięgnął po ręcznik i zaczął wycierać jej włosy.
Siedzieli długo cicho, dopóki to starszy nie westchnął.
-
Zrobię herbaty – oznajmił.
- Nie
chce...
- A co
chcesz? - zatrzymał się i schylił, by spojrzeć na jej twarz.
Miała
zamknięte oczy i lekko otwarte usta.
- Chce
iść spać, zapomnieć o tym wszystkim ... - szepnęła. - Mogę
dzisiaj spać z tobą...? - spojrzała na niego nieśmiale.
- Uh...
No dobrze - odparł zdziwiony.
Blondyn
zaprowadził współlokatorkę do swojego pokoju i posadził na
łóżku. Pobiegł zamknąć drzwi do mieszkania i wrócił. Mimo że
to była tylko chwila, YuKi zasnęła skulona niczym kotek na jego
łóżku. Uśmiechnął się lekko, ściągnął koszulkę i spodnie,
zostając w samych bokserkach, po czym przesunął ją delikatni i
położył się obok. Widząc jej spokojną śpiącą twarz, sam
usnął.
Następnego ranka podczas śniadania, które niechętnie zjadła, oznajmił jej, iż razem z Kookie i Jin'em wybierają się na kilkudniową wycieczkę za miasto.
Następnego ranka podczas śniadania, które niechętnie zjadła, oznajmił jej, iż razem z Kookie i Jin'em wybierają się na kilkudniową wycieczkę za miasto.
~*~
Pociąg
zatrzymał się i cała czwórka opuściła pociąg. Szatynka
przyglądała się przyjaciółce ze zmartwieniem. Kiedy otrzymała
telefon, rzuciła na blat fartuch i oznajmiła szefowi, że musi
wyjść, ponieważ stało się coś strasznego. Nie miał pretensji.
Dla
Park liczyła się tylko jej unni.
JiHo w
jednej ręce trzymał uchwyt walizki, a drugą ręką trzymał
delikatnie dłoń blondynki, która chciała jak najszybciej się
położyć do miękkiego łóżka. Jednak przyjaciele mieli inne
plany, które nie podlegały dyskusji z jej strony.
Czuła
się nieco niezręcznie w towarzystwie Jin'a, który uratował, jak
to powiedział Zico, przed nieobliczalnym psychopatą. Jednak YuKi
nie uważała, żeby był aż psychopatą. Po prostu powiedział coś
głupiego, niemożliwego i żałuje tego. Jednak kiedy przypomina
sobie, że uderzył Kim'a, dociera do niej, że JunHong był całych
stu procentach poważny. Czyli jego pojawienie się, a raczej powrót
do jej życia, nie był żartem lub kpiną. Był szczery.
Przez
swoje zamyślenie, nie zorientowała się, iż znajdują się w lobby
hotelowym. Z transu wyrwał ją głos Woo, który mówił o wynajętym
domku. Recepcjonistka o długich czarnych włosach podała mu klucz i
oznajmiła, że pozostała dwójka już przybyła. Nie wiedziała, o
kogo dokładnie chodzi.
Spojrzała
na pozostałych, którzy byli zajęci oglądaniem rybek w akwarium.
Dlatego też skorzystała z okazji, wyszła z budynku i udała się
na spacer.
Świeże,
leśne powietrze wypełniło jej płuca, chłodniejszy wiatr
delikatnie muskał jej skórę, a ostatnie ptaszki śpiewały, mimo
wszystko radośnie. Dziewczyna poczuła nagły spokój i towarzyszący
jemu błogość.
Wszystkie
myśli gdzieś uciekały, gdzieś gdzie nie będzie do nich wracać.
Flora, jak i fauna sprawiły, że na jej twarzy pojawił się lekki
uśmiech. Wiewiórki, ptaki i lisy jeszcze szwendały się po swoich
terenach, aczkolwiek nie zwracały na obcą postać w lesie.
Lee
kierowała się powoli ścieżką, rozglądając się uważnie. Nie
wiedziała, czy chce się zgubić, czy nie. Chciała iść po prostu
przed siebie, tam gdzie ją nogi poniosą.
Przystanęła
na moment, kiedy dostrzegła przed sobą zwierze, które nie należało
do tego środowiska. Kucnęła i przyjrzała się, małemu kociątku,
które wyglądało jak gepard. Czyli to musiała być rasa bengalska.
Nasuwało
się wiele pytań. Jak? Skąd? Dlaczego? Czemu? Jednak na
żadne nie było odpowiedzi, chyba żadna by nie zmieniła faktu, że
był tu i teraz przed blondynką. Wzięła go na ręce, widząc i
czując, jak zwierzątko się trzęsie.
- Skoro
zostaje tu na trochę, to wezmę Cię. Jeśli nikt się nie zgłosi,
zabiorę Cię ze sobą - przyjrzała mu się uważnie.
Zastanawiała
się dłuższą chwilę, jak może nazywać nowego towarzysza.
- Hope.
Mały Hope – uśmiechnęła się nieco szerzej.
-
Piękne imię - wtrącił nagle Jin, który nieoczekiwanie znalazł
się obok niej.
Wystraszona
odsunęła się od znajomego, przyciskając lekko kociątko do swojej
piersi.
-
Wystraszyłeś mnie – mruknęła.
- To
nie trzeba było uciekać – stwierdził.
- Nie
uciekłam. Poszłam na spacer – odparła.
- Co
Zico i Byung z tobą mają - westchnął przeciągle zrezygnowany.
- Ta,
ta - odpowiedziała mu, jakby w ogóle go nie słuchając.
Szatyn
zabrał dziewczynę z powrotem do hotelu, a następnie do domku,
gdzie już w progu JiHo zaczął swoje kazania. Kiedy dostrzegł
futrzaka machającego ogonem na jej ręką, zaczął przezywać sam
siebie. Z kim ja żyje? Czemu godzę się na takie życie?
Ubolewał wręcz nad swoją egzystencją. Jego monolog
trwał bardzo długo i był bardzo przejmujący. Jin w tym czasie
śmiał się z przyjaciela i spoglądał na dziewczynie, która
najzwyczajniej w świecie, bawiła się z nowym pupilem. Uśmiechała
się lekko przy tym lekko i ignorowała blondyna.
Nagle
do domku wbiegł wysoki, dobrze zbudowany blondyn, który miał
przełożony przez ramie plecak. Wszyscy spojrzeli na zdyszanego
gościa. Jego grzywka zakrywała mu jedno oko, a ogólnie jego włosy
były w całkowitym nieładzie. Oddychał ciężko i szybko, ale po
chwili podniósł głowę i wszyscy na niego spojrzeli.
Uśmiech
z twarzy YuKi znikł błyskawicznie.
-
Zabije Cię Hunnie! Z Zico na czele! - wrzasnęła.
- Gdyby
nasza Śnieżka nie sprawiała takich problemów, nie byłoby nas tu!
- oburzył się przybysz.
-
Poradzę sobie sama! - prychnęła.
- Tak
jak z Akirą? Kto cię wtedy z tarapatów wyciągał? No kto! -
wpatrywał się w nią zły.
- No
ty... - odparła cicho, opuszczając głowę, czując się
przyciśnięta do muru.
Zdziwiony
SeokJin wpatrywał się w nich zdziwiony. Mógłby, przysiądź, że
chwile temu widział między ich oczami bijące błyskawice. Spojrzał
na niewzruszonego JiHo, który tylko wzruszył ramionami.
- To
jej starszy kuzyn. Lee ByungHun. Jest kapitanem narodowej drużyny
koszykarskiej - wyjaśnił.
- Miło mi poznać - powiedział blondyn z szerokim uśmiechem, spoglądając na starszych, drapiąc kotka za uszkiem.
- Miło mi poznać - powiedział blondyn z szerokim uśmiechem, spoglądając na starszych, drapiąc kotka za uszkiem.
-
Zadzwoniłem do niego, żeby też przyjechał. W końcu jest jej
jedyną rodziną, z którą utrzymuje kontakt. Odwiedził nas kilka
razy i obiecałem mu, że będę ją pilnować i chronić, ale to
wszystko wymknęło się spod kontroli - westchnął. - Do tego, szef
kazał mi zabrać niesfornego i zawieszonego
MyungSoo - podkreślając odpowiednim tonem przedostatnie słowo.
- Co on
znowu zrobił? - zapytał Kim, obserwując, jak koszykarz przytula
kuzynkę.
-
Rozwalił samochód i uszkodził pasażerkę -
powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.
- JiHo,
mam pytanie. Co zrobimy z ty, że przyprowadziła kota? - dodał
szatyn.
- A
niech ma. Widać, że poprawia jej humor - spojrzał na nią. -
Właśnie, jak go nazwałaś?
- Hope,
mały Hope - powiedziała, uśmiechając się lekko.
To jest takie urocze! Urocze uroczości :-) Więcej takich rozkoszy dla mojego bolące serduszka ♥
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że kolejny rozdział będzie równie słodki, i że LS szybko się pojawi :P
To co zrobił JunHong trochę mną wstrząsnęło. Wiedziałam że to się dobrze nie skończy... ale to miało w sobie tyle słodyczy że przysłoniło mi cały świat♡
Pozdrawiam,
Hinai Namida
No wiesz, to racze dramatyczne a nie urocze. Przecież tak Jin ją uratował <3 musi być jedną osobą z BTS. XD
UsuńW następnym też będzie. Ale czemu nie zareagowalas na Hunna? Co?
Bo na razie nic konkretnego nie zrobił. To że jest ktoś z BTS... wielbię. Wiesz że Kocham BTS ponad wszystko.
UsuńI sorry, ale dla mnie ten rozdział jest uroczy a nie dramatyczny. Bosz... Aż się zaczynam zastanawiać czy jakaś stuknięta nie jestem o.O
No dobrze? Ja już nic nie ogarniam? Gdzie ją żyje? Kim ja jestem? Co tu się do ***** wyprawia? Szoczek.
OdpowiedzUsuńAle mimo zgiełku w mojej głowie stwierdzam że rozdział genialny :D