27.11.2015

Friends? Enemies? Lovers? #5

Get the fuck out!
Krajobraz za szybą zmieniał się z każdą sekundą. Drzewa, pola, miasta przemijały. Kolorowe liście, zaczęły tracić swój urok, a poranne przymrozki i te dosyć silne mrozy były odpowiedzialne za tą utratę. Zbliżała się zima, dlatego wszyscy zaczęli przygotowania przed zimą. Płaszcze, kurtki, czapki i szaliki wyciągnie, z ciemnych zakamarków strychów, piwnic i szaf. Nie tylko ludzie przygotowywały się do niższych temperatur, ale i zwierzęta. Jedne migrowały, jak ptaki, a inne zbierały zapasy.
Ptaki tnące niebo i krajobraz za oknem nie miał kompletnie uroku w oczach blondynki, która z obojętną miną i słuchawkami w uszach obserwowała nic nieznaczący dla niej krajobraz.
Tuż obok niej siedział JiHo, który przyglądał się jej z niedowierzaniem, ponieważ naprawdę rzadko kiedy miała taki humor. Kiedy tamtego dnia zadzwoniła do niego, był przerażony, słysząc, jak JunHong podniósł na nią głos. Narastała w nim wściekłość i podczas rozmowy z szefem, wybiegł z biura.

~*~
Atmosfera na przystanku autobusowym była strasznie ciężka. YuKi odwróciła się ponownie, spoglądając wystraszona na chłopaka. Jego słowa sprawiły, że po jej plecach przebiegł nieprzyjemny dreszcz i coś zakuło ją w żołądku. Opuściła głowę i zacisnęła dłoń na pasku od torby, słysząc jego kroki.
- Nie podchodź... Zostaw mnie... - mówiła cicho, sięgając do kieszeni po komórkę.
- YuKi... - zatrzymał się.
- Nie wierze ci... - głos jej się załamał. - Nie wierze ci, rozumiesz? Nie wierze... Coś takiego... Coś takiego nie zrobi się osobie, którą się kocha! - krzyknęła i wybrała numer do Zico.
- One...
- Nic mnie one nie obchodzą! Nie obchodzi mnie przeszłość! Zniknij raz na zawsze z mojego życia! - krzyknęła, nie zauważając, iż trzydziestolatek odebrał.
- YuKi? Co się stało?!
- Nie zrobię tego, bo cię kocham! - krzyknął naprawdę głośno.
Blondynka pokręciła głową i chciała odejść, ale blondyn złapał ją za przed ramie. Odepchnęła go mocno, upadając na ziemie. Hamowała się, żeby łzy nie spłynęły po jej policzkach. Zelo chciał ją podnieść, mówiąc, że zawiezie ją do domu, ale ta ciągle go odpychała.
- Zniknij... Wynoś się... Spierdalaj... - powtarzała ciągle.
Z autobusu wysiadł mężczyzna, który był nieco starszy od nich. Miał przydługie jasnobrązowe włosy, delikatne rysy twarzy, które podkreślały jego ciemne oczy i miał na sobie same markowe obrania. Podszedł do nich i delikatnie odsunął chłopaka.
- Proszę ją zostawić, ona nie chce z tobą iść - powiedział pewnie.
- Pierdol się - rzucił mu oschle i go odepchnął, uderzając go z pięści w policzek.
Szatyn jednak nie poddawał się, podszedł do niego i odsuną go od rozgoryczonej blondynki, po czym wymierzył mu z pięści prosto w twarz.
- Odejdź - powiedział nieznajomy, spoglądając na blondyna, który podnosił się z ziemi.
- Nigdy – burknął.
- Odejdź! Inaczej zadzwonię po policję, że napastujesz bezbronną dziewczynę! - krzyknął.
YuKi podniosła lekko głowę, spoglądając na Choi'a. Kiedy ten widział łzy w jej oczach, jej przerażoną twarz i drżące wargi, uciekł bez słowa.
Nieznajomy pomógł dziewczynie usiąść na ławce, pokazując ręką kierowcy, by odjechał. Wyciągnął chusteczkę i wytarł jej policzki, po których płynęły łzy. Zabrał z jej dłoni, do którego krzyczał Woo.
- Przepraszam, czy mógłbyś zabrać stąd ... - spojrzał na nią, żeby mu powiedziała swoje imię.
- YuKi... - szepnęła.
- ... YuKi. Nie jest w najlepszym stanie – dokończył.
- Gdzie jest?! - krzyknął.
- Obok szpitala dziecięcego na wschodzie. Może pan być spokojnie, zostanę z nią do pańskiego przyjazdu – oznajmił.
- Bardzo dziękuje. Będę najszybciej, jak to możliwe - poinformował i rozłączył się.
Szatyn wsadził jej komórkę do kieszeni, potem widząc jej drgawki, ściągnął swoją kurtkę i nałożył jej na ramiona, myśląc, że to z zimna. Po chwili jednak szepnęła cicho, że potrzebuje cukru, na co zarefował błyskawicznie. Przeszukał jej torbę i podał jej sok, ponieważ wiedział, że powinna coś przy sobie mieć, skoro prosi dokładnie o coś konkretnego.
Po kilku minutach uspokoiła się i zmęczona oparła głowę o jego ramię.
- Nazywasz się YuKi, tak? - zapytał.
- Tak, Lee YuKi - powiedziała, przymykając oczy.
- Nazywam się Kim SeokJin, ale możesz mówić mi Jin - uśmiechnął się lekko.
- Przepraszam - spojrzała na niego. - Wplątałam cię w to... I jeszcze cię zranił - powiedziała załamana, widząc jego rozciętą wargę. - Naprawdę przepraszam! - skłoniła się nisko.
Tuż przed nimi na ulicy pojawił się czarny Nisan z przyciemnianymi szybami, z którego wysiadł blondyn. Dziewczyna widząc go, od razu wstała i podbiegła do niego, wtulając się mocno.
- JiHo... - mruknęła i znowu się rozpłakała.
- Już dobrze, jestem z tobą - objął ją szczelnie.
Woo spojrzał na Jin'a, który podszedł do nich. Na twarzy tekściarza pojawił się lekki uśmiech.
- No kto by pomyślał, że miała tyle szczęścia, trafiając na ciebie – prychnął.
- No wiesz, muszę czasem wyjść z wytwórni - wyciągnął dłoń, którą od razy Zico uścisnął.
Po chwili rozmowy, w której SeokJin opowiedział wszystko, trzydziestolatek zabrał przyjaciółkę do domu, gdzie usiadł z nią na kanapie i przytulał mocno. Był tak wściekły i niezrównoważony, że byłby gotów iść do JunHong'a i pobić go na śmierć. Jednak nie mógł jej zostawić samej.
Ściągną z niej kurtkę swojego kolegi z pracy i buty. Podał jej dawkę leku, po czym zaczął szukać jej telefonu. Nie mógł go znaleźć. Nagle to jego komórka zadzwoniła. Widząc na ekranie numer Kim'a, od razu odebrał. Dowiedział się, że przez przypadek zabrał jej komórkę. Jin chciał, żeby odebrał ją jutro w pracy, ale JiHo mu przerwał i kazał przywieźć teraz, ponieważ przez parę dni nie będzie go w pracy.
Blondynka poszła się przebrać, kiedy to szatyn zjawił się w ich mieszkaniu. Po krótkiej rozmowie, jednak musiał iść, a kiedy drzwi zamknęły się za mężczyzną, Woo chciał udać się do dziewczyny. Zdziwił się, widząc ją tuż obok siebie. Była cała mokra, ubrana jedynie w bieliznę i dużą koszulkę. Jej wzrok był pusty i słaby.
- Będziesz chora! Masz mokre włosy! - złapał ją za rękę i pociągnął do łazienki.
Posadził ją na szafce, sięgnął po ręcznik i zaczął wycierać jej włosy. Siedzieli długo cicho, dopóki to starszy nie westchnął.
- Zrobię herbaty – oznajmił.
- Nie chce...
- A co chcesz? - zatrzymał się i schylił, by spojrzeć na jej twarz.
Miała zamknięte oczy i lekko otwarte usta.
- Chce iść spać, zapomnieć o tym wszystkim ... - szepnęła. - Mogę dzisiaj spać z tobą...? - spojrzała na niego nieśmiale.
- Uh... No dobrze - odparł zdziwiony.
Blondyn zaprowadził współlokatorkę do swojego pokoju i posadził na łóżku. Pobiegł zamknąć drzwi do mieszkania i wrócił. Mimo że to była tylko chwila, YuKi zasnęła skulona niczym kotek na jego łóżku. Uśmiechnął się lekko, ściągnął koszulkę i spodnie, zostając w samych bokserkach, po czym przesunął ją delikatni i położył się obok. Widząc jej spokojną śpiącą twarz, sam usnął.
Następnego ranka podczas śniadania, które niechętnie zjadła, oznajmił jej, iż razem z Kookie i Jin'em wybierają się na kilkudniową wycieczkę za miasto.

~*~
Pociąg zatrzymał się i cała czwórka opuściła pociąg. Szatynka przyglądała się przyjaciółce ze zmartwieniem. Kiedy otrzymała telefon, rzuciła na blat fartuch i oznajmiła szefowi, że musi wyjść, ponieważ stało się coś strasznego. Nie miał pretensji.
Dla Park liczyła się tylko jej unni.
JiHo w jednej ręce trzymał uchwyt walizki, a drugą ręką trzymał delikatnie dłoń blondynki, która chciała jak najszybciej się położyć do miękkiego łóżka. Jednak przyjaciele mieli inne plany, które nie podlegały dyskusji z jej strony.
Czuła się nieco niezręcznie w towarzystwie Jin'a, który uratował, jak to powiedział Zico, przed nieobliczalnym psychopatą. Jednak YuKi nie uważała, żeby był aż psychopatą. Po prostu powiedział coś głupiego, niemożliwego i żałuje tego. Jednak kiedy przypomina sobie, że uderzył Kim'a, dociera do niej, że JunHong był całych stu procentach poważny. Czyli jego pojawienie się, a raczej powrót do jej życia, nie był żartem lub kpiną. Był szczery.
Przez swoje zamyślenie, nie zorientowała się, iż znajdują się w lobby hotelowym. Z transu wyrwał ją głos Woo, który mówił o wynajętym domku. Recepcjonistka o długich czarnych włosach podała mu klucz i oznajmiła, że pozostała dwójka już przybyła. Nie wiedziała, o kogo dokładnie chodzi.
Spojrzała na pozostałych, którzy byli zajęci oglądaniem rybek w akwarium. Dlatego też skorzystała z okazji, wyszła z budynku i udała się na spacer.
Świeże, leśne powietrze wypełniło jej płuca, chłodniejszy wiatr delikatnie muskał jej skórę, a ostatnie ptaszki śpiewały, mimo wszystko radośnie. Dziewczyna poczuła nagły spokój i towarzyszący jemu błogość.
Wszystkie myśli gdzieś uciekały, gdzieś gdzie nie będzie do nich wracać. Flora, jak i fauna sprawiły, że na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Wiewiórki, ptaki i lisy jeszcze szwendały się po swoich terenach, aczkolwiek nie zwracały na obcą postać w lesie.
Lee kierowała się powoli ścieżką, rozglądając się uważnie. Nie wiedziała, czy chce się zgubić, czy nie. Chciała iść po prostu przed siebie, tam gdzie ją nogi poniosą.
Przystanęła na moment, kiedy dostrzegła przed sobą zwierze, które nie należało do tego środowiska. Kucnęła i przyjrzała się, małemu kociątku, które wyglądało jak gepard. Czyli to musiała być rasa bengalska.
Nasuwało się wiele pytań. Jak? Skąd? Dlaczego? Czemu? Jednak na żadne nie było odpowiedzi, chyba żadna by nie zmieniła faktu, że był tu i teraz przed blondynką. Wzięła go na ręce, widząc i czując, jak zwierzątko się trzęsie.
- Skoro zostaje tu na trochę, to wezmę Cię. Jeśli nikt się nie zgłosi, zabiorę Cię ze sobą - przyjrzała mu się uważnie.
Zastanawiała się dłuższą chwilę, jak może nazywać nowego towarzysza.
- Hope. Mały Hope – uśmiechnęła się nieco szerzej.
- Piękne imię - wtrącił nagle Jin, który nieoczekiwanie znalazł się obok niej.
Wystraszona odsunęła się od znajomego, przyciskając lekko kociątko do swojej piersi.
- Wystraszyłeś mnie – mruknęła.
- To nie trzeba było uciekać – stwierdził.
- Nie uciekłam. Poszłam na spacer – odparła.
- Co Zico i Byung z tobą mają - westchnął przeciągle zrezygnowany.
- Ta, ta - odpowiedziała mu, jakby w ogóle go nie słuchając.

Szatyn zabrał dziewczynę z powrotem do hotelu, a następnie do domku, gdzie już w progu JiHo zaczął swoje kazania. Kiedy dostrzegł futrzaka machającego ogonem na jej ręką, zaczął przezywać sam siebie. Z kim ja żyje? Czemu godzę się na takie życie? Ubolewał wręcz nad swoją egzystencją. Jego monolog trwał bardzo długo i był bardzo przejmujący. Jin w tym czasie śmiał się z przyjaciela i spoglądał na dziewczynie, która najzwyczajniej w świecie, bawiła się z nowym pupilem. Uśmiechała się lekko przy tym lekko i ignorowała blondyna.
Nagle do domku wbiegł wysoki, dobrze zbudowany blondyn, który miał przełożony przez ramie plecak. Wszyscy spojrzeli na zdyszanego gościa. Jego grzywka zakrywała mu jedno oko, a ogólnie jego włosy były w całkowitym nieładzie. Oddychał ciężko i szybko, ale po chwili podniósł głowę i wszyscy na niego spojrzeli.
Uśmiech z twarzy YuKi znikł błyskawicznie.
- Zabije Cię Hunnie! Z Zico na czele! - wrzasnęła.
- Gdyby nasza Śnieżka nie sprawiała takich problemów, nie byłoby nas tu! - oburzył się przybysz.
- Poradzę sobie sama! - prychnęła.
- Tak jak z Akirą? Kto cię wtedy z tarapatów wyciągał? No kto! - wpatrywał się w nią zły.
- No ty... - odparła cicho, opuszczając głowę, czując się przyciśnięta do muru.
Zdziwiony SeokJin wpatrywał się w nich zdziwiony. Mógłby, przysiądź, że chwile temu widział między ich oczami bijące błyskawice. Spojrzał na niewzruszonego JiHo, który tylko wzruszył ramionami.
- To jej starszy kuzyn. Lee ByungHun. Jest kapitanem narodowej drużyny koszykarskiej - wyjaśnił.
- Miło mi poznać - powiedział blondyn z szerokim uśmiechem, spoglądając na starszych, drapiąc kotka za uszkiem.
- Zadzwoniłem do niego, żeby też przyjechał. W końcu jest jej jedyną rodziną, z którą utrzymuje kontakt. Odwiedził nas kilka razy i obiecałem mu, że będę ją pilnować i chronić, ale to wszystko wymknęło się spod kontroli - westchnął. - Do tego, szef kazał mi zabrać niesfornego i zawieszonego MyungSoo - podkreślając odpowiednim tonem przedostatnie słowo.
- Co on znowu zrobił? - zapytał Kim, obserwując, jak koszykarz przytula kuzynkę.
- Rozwalił samochód i uszkodził pasażerkę - powiedział z naciskiem na ostatnie słowo.
- JiHo, mam pytanie. Co zrobimy z ty, że przyprowadziła kota? - dodał szatyn.
- A niech ma. Widać, że poprawia jej humor - spojrzał na nią. - Właśnie, jak go nazwałaś?
- Hope, mały Hope - powiedziała, uśmiechając się lekko.

4 komentarze:

  1. To jest takie urocze! Urocze uroczości :-) Więcej takich rozkoszy dla mojego bolące serduszka ♥
    Mam nadzieję że kolejny rozdział będzie równie słodki, i że LS szybko się pojawi :P
    To co zrobił JunHong trochę mną wstrząsnęło. Wiedziałam że to się dobrze nie skończy... ale to miało w sobie tyle słodyczy że przysłoniło mi cały świat♡

    Pozdrawiam,
    Hinai Namida

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, to racze dramatyczne a nie urocze. Przecież tak Jin ją uratował <3 musi być jedną osobą z BTS. XD
      W następnym też będzie. Ale czemu nie zareagowalas na Hunna? Co?

      Usuń
    2. Bo na razie nic konkretnego nie zrobił. To że jest ktoś z BTS... wielbię. Wiesz że Kocham BTS ponad wszystko.
      I sorry, ale dla mnie ten rozdział jest uroczy a nie dramatyczny. Bosz... Aż się zaczynam zastanawiać czy jakaś stuknięta nie jestem o.O

      Usuń
  2. No dobrze? Ja już nic nie ogarniam? Gdzie ją żyje? Kim ja jestem? Co tu się do ***** wyprawia? Szoczek.
    Ale mimo zgiełku w mojej głowie stwierdzam że rozdział genialny :D

    OdpowiedzUsuń

Bardzo proszę o szczerą opinię.
Każdy komentarz bardzo motywuje <3

Theme by Ally