31.01.2016

Resident Evil Chapter First

 
Śnieg zasypał większość dróg dojazdowych do miasta Sunhi, przez co dotarcie tam umożliwiał tylko śmigłowiec. Właśnie tam w wyznaczonej strefie miał wylądować śmigłowiec z agentką BSAA, która miała wspomóc oddział Alfa. Dwóch amerykańskich agentów miało ją eskortować do miejsca, gdzie jej umiejętności hakerskie pozwoliłyby dostać się do laboratorium Umbrelli. Na lądowisku stał już „legendarny” Leon Kennedy, który swój pierwszy kontakt z bronią biologiczną miał styczność w Raccoon City. Był jednym z nielicznych, który uciekł z tego miasta. Obok niego stał jego partner, z którym świetnie się dogadywał już od dobrego roku. Jung Hoseok pochodził z Korei Południowej, jednak przeprowadził się do Stanów, kiedy miał niewiele ponad dziesięć lat.
Minusowe temperatury dawały mężczyzną w kość, kiedy oczekiwali na rozpoczęcie misji. Szatyn dosłownie trząsł się z zimna, mając ręce w kieszeni i wtulał się w kurtkę. Natomiast blondyn stał oparty o drzewo z przymkniętymi oczami.
- Gdzie jest kurna ten śmigłowiec – burknął Hoseok.
- Zbyt szybko się denerwujesz – odparł jego partner.
- Miał być pół godziny temu! - oburzył się.
- A jaka jest pogoda? - zakpił sobie blondyn.
- Hahaha bardzo śmieszne – odparł.
W oddali już było słychać śmigłowiec.
- Jak dobry jest ten agent? - zapytał młodszy.
- Agentka. Agentka, Hoseok – spojrzał na niego w końcu.
- Mam nadzieje, że jest dość stara i doświadczona. Drugi raz nie zniosę niańczenia dziecka – jęknął podirytowany.
Kiedy śmigłowiec wylądował, wyszło z niego kilku żołnierzy BSAA, a za nimi blondynka, która w tysiącu procentach nie była odpowiednio ubrana do pogody. Miała na sobie krótkie czarne spodenki, czarne podkolanówki, granatową koszulkę i szarą bluzę. Do tego miała niewielkie uzbrojenie.
- No oni sobie chyba kpią – powiedział zrezygnowany Jung.
- Ściągnęli ją z urlopu – odparł Kennedy i ruszył w jej kierunku.
Tuż za nim udał się niezadowolony Koreańczyk. Podeszli do blondynki i dowódcy tutejszej bazy, przerywając im rozmowę.
- Miło cię poznać Pauline – powiedział Leon.
- Pana również. To zaszczyt spotkać legendarnego Leona Kennediego – uśmiechnęła się.
- Nie jest ci za zimno?! - burknął Hoseok.
- Hoseok, opanuj się – zwrócił mu uwagę jego własny partner.
- Przejdźmy do konkretów - odezwał się trzeci mężczyzna.
Wszyscy zaczęli słuchać w skupieniu, wypowiedzi dowódcy.
- Pannę Stone musicie bezpiecznie przeeskortować do oddziału Alfa. Jednak miasto, przez które przechodzili, zostało opanowane przez oddziały J'avo. Tak więc wasza w tym głowa, żeby dotrzeć tam w jednym kawałku – wyjaśnił.
Nieoczekiwanie blondynka zniknęła. Wściekły Jung zaczął ją szukać. Znalazł ją w namiocie z arsenałem. Przyglądał jej się chwile w ciszy, obserwując, jej poczynania. Dziewczyna sprawdzała karabiny snajperskie, jeden po drugim. Kiedy nagle uśmiechnęła się i zabrała kilka paczek naboi do plecaka. Zabrała karabin i odwróciła się w stronę agenta. Zamrugała zdziwiona. Zakłopotany mężczyzna próbował powiedzieć cokolwiek, ale trudno było mu skleić jakieś sensowne zdanie. Jednak po chwili jedynie położył swoją kurtkę na jej ramionach i wyszedł, udając naburmuszonego. Zawołał ją jedynie, żeby szła i wrócił do swojego partnera. Pauline ubrała jego kurtkę i wróciła do nich.
Kennedy widząc ową dwójkę, zaśmiał się cicho. Kiedy byli już gotowi, wsiedli do jednego z samochodów i udali się do kolejnego punku. Stone siedziała cicho z tyłu i sprawdzała coś na telefonie. Nagle zmarszczyła brwi. Widząc jej mimikę twarzy, Leon zatrzymał się.
- Miny naziemne – powiedziała nagle. - za dwa kilometry.
- Fajne cacko – zaśmiał się Jung.
- Okey, mamy kawałek piechotą – oznajmił ich „dowódca”.
Opuścili pojazd, zabierając z niego potrzebny sprzęt. Droga przez las, nie była długa, a wręcz krótsza niż pojazdem. Jednak coś w tym miejscu nie pasowało młodszemu. Nie byli to żołnierze J'avo. Pauline spojrzała w bok i pociągnęła za kurtkę blondyna. Kiwnęła głową, żeby spojrzał na drzewo. Ten zwrócił swój wzrok w tamtym kierunku. Na grubszej gałęzi leżał martwy człowiek, którego ciało już się rozkładało. Do tego miał widoczne oznaki zarażenia wirusem.
- Leon! Mamy problem – zawołał młodszy.
Mężczyzna wraz dziewczyną od razu zjawili się przy nim. Szatyn kucał obok urwiska, z którego było widać małą dolinę, w której znajdowały się ciała zarażonych. W powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Blondynka dostrzegła kątem oka ruch. Jeden z zarażonych biegł w ich kierunku. Cofnęła się o krok i podstawiła mu nogę. Zombie, który stracił równowagę, wpadł na szatyna i osunął się z nim z górki. Hoseok sprawnym ruchem złamał mu kark i złapał się za wystający kamień. Uchronił się przed wpadnięciem w kupę gówna. Odetchnął i wspiął się na górę.
- Co to miało być?! Zrobiłaś to celowo! - wrzasnął na nią.
- Ty patrz, co robisz! Gdyby nie ja, byłbyś martwy! - warknęła na niego.
- Uspokójcie się! Zaraz będzie ich więcej. Ten zapach ich przyciąga. I dziewczyna ma rację – powiedział blondyn i zaczął iść w uprzednim kierunku.
Stone wzruszyła ramionami i idąc za dowódcą, przygotowała pistolet. Mogli już usłyszeć jęki zarażonych, zwaną „pieśnią umarłych”. W końcu dotarli w miejsce, gdzie aż się od nich roiło.
- Nie unikniemy ich – stwierdził Kennedy.
Dziewczyna rozejrzała się i wskazała na kładki na drzewach.
- Ktoś już tędy szedł. Wykorzystajmy to – powiedziała.
- Dobra wspinajcie się. Osłaniam was – rzekł blondyn.
Pierwsza weszła Pauline, która pomogła w dostaniu się na górę Jung'owi, a następnie razem wciągnęli starszego. Kierowali się powoli kładką, która znajdowała się jakieś dwa i pół metra nad ziemią, natomiast w niektórych miejscach znajdowała się jeszcze wyżej.
- zastanawia mnie, czemu zbudowali tu te kładki – mruknął szatyn.
- Do karmników. Nie zauważyłeś ich? - zakpiła sobie dziewczyna.
- Karmników?! - odwrócił się w ich stronę blondyn.
Mina Leona zmieniła się i zaczął się cofać, słysząc głośne tupanie.
- Run! - wrzasnął i zaczął biec.
Dwój spojrzała w kierunku, z którego szli. Do kładki zbliżał się dwustukilowy zombie. Wystraszeni zaczęli uciekać, ale kładka niebezpiecznie się chwiała i popękała w kilki miejsca, przez co musieli w kilku miejscach przeskoczyć spore kawałki. Kiedy dotarli na koniec, rozglądali się uważnie i zeskoczyli na grubszą warstwę śniegu. Przez przypadek Pauline wpadła na Hoseok'a, jednak, zamiast się kłócić, biegli dalej. Blondyn zatrzymał się i szybko wskazał im kierunek, w którym mają biec. Mianowicie w kierunku starej, opuszczonej farmy. Zdążyli się tam ukryć, nim grubas zdążył ich dogonić. Mogli odetchnąć z ulgą, ale nie na długo.
- Dziesięć minut i ruszamy dalej – oznajmił Kennedy.
- Okey – odpowiedzieli jednocześnie.
Blondyna znowu zaczęła szperać coś w telefonie, kiedy nagle wstała z ziemi i udała się gdzieś. Leon wskazał głową, żeby udał się za nią. Jego młodszy partner udał się za nią i obserwował ją, kiedy ta schodziła do piwnicy. Blondyna wyciągnęła z plecaka małą piłeczkę i wrzuciła ją do otworu w ścianie, które miało około dwa i pół metra wysokości i chyba pięć szerokości, w kształcie okręgu. Obserwowała na telefonie przebytą drogę piłeczki i uśmiechnęła się, widząc, że po kilku minutach dotarło do wyjścia niedaleko miasta.
- Kennedy! - zawołała i odwracając się, dostrzegła Jung'a. - A ty co tu robisz?!
- Pilnuje cie, żebyś czegoś głupiego nie zrobiła, małolato – zakpił z niej.
- Tylko nie małolato, koniu – warknęła.
- Nie mogę was zostawić na pięć minut samych, a już się wyzywacie?! Co takiego znalazłaś? - zapytał Leon, schodząc do nich.
- Ten tunel i kilka korytarzy zaprowadzą nas do miasta – mruknęła.
- To idziemy – ruszył pewnie korytarzem, wyciągając latarkę.
Pozostałą dwójka spojrzała na siebie z mordem w oczach, po czym ruszyli za nim.

~*~
W tymczasowej bazie oddziału Alfa, kapitan Chris Redfield stał przy stoliku, przeglądając dokumenty, znalezione w górnych pokojach budynku. Żeby dostać się do części podziemnej, był potrzeby haker. Jednak ten został zastrzelony po drodze. Nie dało się wysadzić drzwi, ponieważ budynek był niestabilny.
Do mężczyzny podszedł blondyn. Azjata, który spoglądał na niego obojętnie.
- Kapitanie, dowództwo zgłosiło, że haker i jego eskorta wyruszyli. Jednak stracili z nimi kontakt i znaleziono ich samochód pusty – oznajmił.
- Jak jest z nimi Leon, to jestem całkowicie pewny, że dotrą tutaj w jednym kawałku – odparł.
- Kapitanie, czemu nie wysadzimy otworu obok? - zapytał, uśmiechając się przy tym chytrze.
- Wiem YoonGi, że lubisz pirotechnikę, ale uspokój się. Jeszcze będzie na to czas. Wiesz, że jakakolwiek eksplozja ich tu sprowadzi i budynek może runąć – zaśmiał się pod nosem kapitan.
- Znalazłeś coś ciekawego? - zapytał i podszedł bliżej.
- Tak. Dane z dawnych badań Umbrelli – oznajmił.

4 komentarze:

  1. *ślini się*
    Co ty mi z mózgu robisz... Ja chcę więcej. Zdecydowanie więcej. Kiedy będzie więcej? Yoonguś w blondach *-* Jednak w tym wydaniu lubię go najbardziej :-) Lubisz mnie rozpieszczać :-P Spodobała mi się relacja głównej bohaterki i Hoseoka. Takie to słodkie gdy dwóch ludzi chce sobie powyrywać różne części ciała :-P Ita wzmianka z koniem. Zabiło mnie to.
    Wydaje mi się że komentarz trochę nie składny ale przed chwilą wstałam...
    Siuperka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szock. Tak miało być. Najlepsze jest to ze widzę to juz jako gre w głowie.

      Usuń
  2. Te całe zombie kojarzą mi się z filmem "Zombieland" i "Więzień Labiryntu: Próby Ognia", ale to już takie spaczenie zawodowe xD Niech Pauline okaże się zdrajczynią i zyska zaufanie Hobiego, a potem go zamorduje! Dobra... I tak nie będzie tego co chcę, więc muszę się z tym pogodzić :/ Ja tam lubię takie opowiadania gdzie jest pokazana smutna, a czasami przerażająca wizja przyszłości. Sama też planuję ff tego typu ;)
    No to ja sobie czekam na kolejny rozdział i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój demonek się pokazał. ❤
      Cieszę się, ze się spodobało. Będą trudności miedzy Hope a Pauline, jednak później. A kto powiedział ze nie ma czegoś w ukryciu? Nie będę spojlerowac.
      Dziękuje za pochwałę.

      Usuń

Bardzo proszę o szczerą opinię.
Każdy komentarz bardzo motywuje <3

Theme by Ally